Maskotki z duszą
Wełniane zabawki, robione ręcznie na szydełku czy drutach, święcą już od dobrych kilku (czy nawet kilkunastu) lat prawdziwe triumfy. Opanowały portale z rękodziełem na sprzedaż (takie jak Etsy czy Pakamera), media społecznościowe (szczególnie Instagram oraz Pinterest), a także stoiska podczas rozmaitych targów rękodzielniczych.
Jest to tak wdzięczna forma, że znajduje liczne grono entuzjastów, zarówno wśród nabywców, jak i twórców, których pokaźna grupa wykonuje je nie tylko w ramach hobby, ale także na sprzedaż. Zyskują na tym wszyscy; rękodzielnicy (bo dzięki swojej pasji zarabiają pieniądze), odbiorcy (głównie rodzice - dbający o jakość i formę tego, czym bawią się ich dzieci), a także projektanci, autorzy wzorów dziewiarskich, wymyślający i publikujący instrukcje, jak wydziergać misia czy kotka, słonia, lalkę czy pieska. Nie wspominając o sklepach z włóczkami i akcesoriami do twórczości handmade.
Wyobraźnia, kreatywność, dobór materiałów i sposób wykonania czynią ręcznie dziergane zabawki absolutnie niepowtarzalnymi. W każdej z nich można odnaleźć to, czego na próżno szukać w fabrycznych, choćby najpiękniejszych pluszakach: nie są anonimowe, mają swojego twórcę, który spędził długie godziny na dzierganiu, zszywaniu, wypychaniu, haftowaniu i dopieszczaniu swojego produktu. Do twórcy można się odezwać; napisać, porozmawiać, podziękować, czasem poprosić o naprawę, zacerowanie dziurki, dorobienie kolejnej pary spodenek dla misia... Dzieci uwielbiają te niedoskonałe, trochę krzywe, niesymetryczne, ale zabawne i pocieszne zwierzątka.
A dorośli wzruszają się ich estetyką, nawiązującą do czasów, gdy nasze mamy i babcie zmuszone były, z braku alternatywy, sięgać po druty, aby zrobić dla dziecka lub ukochanego wnuczka wymarzonego misia. Ładnych pluszowych zabawek nie można było w latach "komuny" tak łatwo nabyć w sklepie, jak dziś.
A dzisiaj twórcy ręcznie dzierganych maskotek bardzo starają się, aby ich oferta była konkurencyjna w stosunku do tego, co można znaleźć na sklepowych półkach. Często ich zabawki powstają na specjalne zamówienie, spełniające indywidualne życzenia klienta odnośnie koloru i wielkości, a także personalizacji zabawki. Można sobie zażyczyć np. aby misio miał na czapeczce lub sweterku wyhaftowane imię dziecka, któremu będzie wręczony.
Osobną, niebagatelną wartością, jaką ofiarowują swym klientom rękodzielnicy, jest piękne opakowanie. Właściwie stało się normą, że rzeczy zamawiane w sklepach z rękodziełem (w tym także pluszaki) jadą do swoich właścicieli ozdobione w wysmakowane etykiety, owinięte bibułką, w tekturowych dopasowanych pudełkach, przewiązanych sznureczkami i tasiemkami. Kreatywność w tej dziedzinie jest nieograniczona...
Ręcznie dziergane zabawki często przewyższają jakością te sklepowe. Niektórzy rękodzielnicy bowiem kładą szczególny nacisk na jakość użytych komponentów. Czasem chodzi o to, aby były to tylko naturalne materiały, łącznie z wypełnieniem zabawki, które zamiast sztucznego (choć certyfikowanego) jest w stu procentach bio. Maskotka taka nie ma części plastikowych, włóczka, z której powstała nie zawiera domieszek poliestru czy akrylu, a dodatki (takie jak paseczek do sukienki czy okulary) to też tworzywa naturalne.
Oczywiście ma to swoje przełożenie na cenę; maskotki handmade są droższe od fabrycznych i, miejmy nadzieję, nikogo to nie dziwi. Proces powstawania produktu jest indywidualny, ręczny i tradycyjny, a co za tym idzie dłuższy i bardziej wymagający. Za to całkowicie pozbawiony aspektu nieetyczności (jak często ma to miejsce w przypadku masowej produkcji w azjatyckich fabrykach).
Jako twórca i rękodzielnik, którego konikiem są ręcznie dziergane maskotki, pragnęłabym gorąco zachęcić (szczególnie, że zbliża się powoli czas przedświątecznych zakupów) do rozważenia opcji ręcznie robionych pluszaków jako tegorocznych prezentów bożonarodzeniowych.
Załączam listopadowe pozdrowienia,
Aga
Komentarze
Prześlij komentarz